Medytacja jako sposób kontrolowania myśli, emocji oraz stresu
Ostatnio medytacja stała się dosyć modnym tematem i często można o niej usłyszeć. Wciąż jednak bardzo wiele osób właściwie nie ma pojęcia co to jest, do czego służy i jakie oferuje korzyści. Dlatego w tym artykule opisuję podstawy medytacji i wyjaśniam wątpliwości, mity czy nieprawdziwe informacje. Wiem, Gosia już pisała na ten temat 🙂 Każdy jednak ma nieco inne doświadczenia z medytacją. Dlatego warto o niej pisać na rożne sposoby, aby dotrzeć do szerszego grona ludzi. Zatem poniżej moje spojrzenie na medytację. Pozwól jednak, że zanim napiszę o tym co to jest medytacja to zacznę od drugiej strony:
Czym medytacja nie jest?
Wielu osobom medytacja kojarzy się z mnichami, którzy zamknięci w klasztorach lub gdzieś na szczytach gór przesiadują całymi dniami w pozycji lotosu i nie wiadomo co dokładnie robią. Mój Tata ostatnio zapytany czym dla niego jest medytacja odpowiedział, że “to są tacy ludzie, którzy siedzą i tak się kiwają” 🙂 Często medytacja kojarzy się z czymś mistycznym, magicznym czy wręcz szamańskim. Przez to ludzie traktują ją jak coś dziwnego lub coś tylko dla wybranych. Nic bardziej mylnego. Medytacja nie jest ani procesem religijnym ani mistycznym. Nie jest też jakąś jedną, konkretną czynnością. Co więcej medytacja wcale nie wymaga jakiejś specjalnej pozycji czy okoliczności. Ale o tym nieco później. Na razie pozwól, że zapytam Cię o jedną, ważną rzecz:
Czy potrafisz NIE myśleć?
Ale tak całkiem! Kompletna cisza w głowie, absolutnie żadnych myśli. I utrzymać taki stan przez minutę, pięć lub trzydzieści? Dla większości ludzi jest to bardzo trudne lub wręcz niemożliwe. Dzieje się tak dlatego, że większość z nas utożsamia się ze swoimi myślami i nieustannie prowadzi w głowie wewnętrzny monolog lub dialog. Staje się on niezauważalnym nałogiem. Jest to tak zwany nałóg kompulsywnego myślenia. Jesteśmy bardzo mocno wciągnięci w te myśli, uczestniczymy w historiach, które tworzymy, przeżywamy na nowo wspomnienia, które przywołujemy lub stresujemy się wałkowaniem w myślach jakichś wymyślonych (najczęściej niekorzystnych) scenariuszy. Nawet nie zauważamy kiedy stajemy się niewolnikami tych myśli. Nie umiemy się już w pełni relaksować, bo nawet leżąc w piękny dzień na leżaku lub hamaku w głowie wciąż mielimy jakieś myśli. Sam też tak miałem jeszcze kilka lat temu. Wciąż mnie ten nałóg czasem jeszcze dopada ale szybko już go zauważam i “wyłączam”.
Na szczęście jak z każdego nałogu, również i z tego da się wyrwać. Choć niestety na tym podobieństwa się nie kończą. Bo podobnie jak w innych nałogach wychodzenie to bywa trudne, często bolesne i wymaga silnej woli. W przypadku myśli jest to nawet trudniejsze, bo po pierwsze trudniej ten nałóg zauważyć i sobie go uświadomić. Po drugie jesteśmy zdani na siebie bo nikt inny nie wie czy w danej chwili myślimy i o czym. Chociaż tutaj jest pewna furtka. Ponieważ ludzie mający już doświadczenie w rozwoju świadomości zauważają (czy może raczej powinienem napisać: wyczuwają) kiedy inni pogrążają się w myślach. Dobrze więc mieć kogoś takiego na początku drogi.
Dlaczego nałóg myślenia nam szkodzi?
Jest kilka powodów ale najpierw muszę wyjaśnić, że oczywiście nie każde myślenie szkodzi. Jeśli myślimy kreatywnie, pozytywnie i tylko wtedy, kiedy tego faktycznie potrzebujemy to jest to wspaniały sposób na wykorzystanie genialnego narzędzia zwanego mózgiem. Problem pojawia się wtedy kiedy to narzędzie zaczyna wykorzystywać nas zamiast odwrotnie 🙂 To trochę jak z młotkiem, który może być bardzo przydatnym narzędziem jeśli wykorzystamy go do przybijania gwoździ. Ale jeśli zaczniemy biegać z nim i okładać wszystko wokół i jeszcze próbujemy namówić do tego innych to już tak fajnie nie będzie. I z myślami jest analogicznie. Te kreatywne, pozytywne i konstruktywne z pewnością nam pomagają. Jednak te negatywne, krytyczne, oceniające, wypominające, obwiniające, nienawistne, strachliwe – i mógłbym tak długo wymieniać – mocno nam szkodzą. I to na wielu poziomach. Naukowcy udowodnili już (choć wciąż nie jest to wiedza powszechna), że nasze myśli wpływają nie tylko na nasze ciało i emocje ale również na nasze otoczenie i rzeczywistość. Zacznijmy jednak od emocji.
Myślenie tworzy emocje!
Z naukowego punktu widzenia, choć w mocnym uproszczeniu, nasze myśli to impulsy elektryczne lub chemiczne w mózgu. Powstają kiedy neurony łączą się ze sobą synapsami, tworząc sieci i wymieniając się informacjami. Emocje natomiast to odczucia w ciele powodowane przez substancje chemiczne (najczęściej hormony) wydzielane przez kilka gruczołów w ciele na podstawie sygnałów otrzymanych z mózgu. Te dwa mechanizmy są ze sobą bardzo ściśle powiązane. Dlatego samo tylko myślenie na przykład o rzeczach denerwujących lub strasznych potrafi sprawić, że poczujemy złość lub strach. A ponieważ mózg nieustannie monitoruje ciało, to po otrzymaniu informacji, że czujemy strach lub złość odpali jeszcze więcej myśli na ten temat. W ten sposób tworzy coś w rodzaju reakcji łańcuchowej. Im więcej myślimy o czymś strasznym, tym bardziej odczuwamy strach, a im bardziej odczuwamy strach to tym więcej wymyślamy kolejnych strasznych myśli. I tak oto w prosty sposób od jednej “niewinnej” myśli dosyć łatwo wpaść w wir myśli i emocji, których wcale nie uzasadniają warunki zewnętrze.
Stresujemy się zatem własnymi myślami!
Bo przecież nie jesteśmy w stanie fizycznego zagrożenia, a jedynie wyobraziliśmy sobie coś strasznego, denerwującego czy nieprzyjemnego. Na przykład o 3 nad ranem leżąc bezpiecznie we własnym łóżku. Niestety nasze ciało nie odróżnia myśli od prawdziwych wydarzeń. Reaguje więc bardzo podobnie na realne zagrożenie jak i na myśli o takim. Zatem jeśli wałkujesz w myślach jakieś nieprzyjemne zdarzenie z przeszłości to Twoje ciało na nowo to zdarzenie przeżywa. Jeśli wyobrażasz sobie coś okropnego, stresującego czy trudnego to Twoje ciało również fizycznie to odczuje. Nawet jeśli oglądasz film czy program, na którym się denerwujesz to Twoje ciało także nie wie, że to tylko “rozrywka” i przeżywa to zupełnie realnie. Wchodzi wtedy w stan, który zwie się:
Tryb walki lub ucieczki
Jest to stan, w którym organizm wszystkie swoje zasoby przerzuca do walki o przetrwanie. Genetycznie i biologicznie jesteśmy przystosowani do krótkich chwil spędzanych w tym stanie, kiedy faktycznie coś nam realnie zagraża i trzeba ratować życie. Ale jak tylko zagrożenie ustępuje to powinniśmy wrócić do stanu homeostazy, czyli równowagi. Jak zwierzęta, które po ustąpieniu zagrożenia nie wałkują tej sytuacji w myślach przez kolejne kilka dni lub miesięcy czy nawet lat. W stanie homeostazy organizm potrafi bez problemu w pełni wykorzystać swoje cudowne właściwości – na przykład samouleczenia się czy produkowania potrzebnych substancji. Wszak mamy w sobie genialną fabrykę farmaceutyczną, która potrafi wyprodukować niemalże każdy lek. Ale jeśli trzeba ją co chwilę ewakuować to nic dziwnego, że przestaje działać.
Dlatego jeśli zbyt dużo czasu spędzamy w trybie walki lub ucieczki – czyli w stresie – to nasz organizm traci swoje zdolności do samoregulacji i zaczynają się problemy. Stopniowo zaczyna pojawiać się zmęczenie, wypalenie, brak odporności, różne dolegliwości oraz choroby. To wszystko jeszcze mocniej nakręca negatywne myśli, które jeszcze mocniej generują emocje. Cała ta reakcja coraz bardziej eskaluje stres i nagle wszystko zaczyna nam się sypać. Idziemy do lekarza. Jednak ten, zgodnie z naukami zachodniej medycyny (która wciąż oddziela ciało od myśli wbrew aktualnemu stanowi wiedzy naukowej!), zapisuje nam środki, które usuwają fizyczne objawy ale kompletnie nie likwidują przyczyny. Bo ta tkwi w myślach i emocjach, a konkretnie w pewnych schematach, nałogach czy przekonaniach do których jesteśmy programowani od dziecka.
Jak dużo myślimy i o czym?
Naukowcy zbadali, że przeciętny człowiek generuje około 60 tysięcy myśli dziennie! Nie wiem jak to zbadali ale to ogromna ilość. Ale jeszcze ciekawsze jest to, że średnio około 90%-95% z tych myśli jest codziennie takich samych. To są właśnie te nieświadome, nałogowe schematy myślowe. Codziennie tracimy nawet 95% czasu na wałkowanie tych samych i kompletnie niekreatywnych oraz niepotrzebnych i najczęściej szkodliwych myśli. Tylko 5-10% służy nam do produktywnych celów. Wiemy już, że myśli to energia oraz siła napędowa emocji. Zatem czyż nie byłoby cudownie odzyskać te 95% energii oraz pozbyć się 95% negatywnych emocji? Można by wtedy przekierować odzyskane zasoby na tworzenie wspaniałego życia? I tutaj właśnie wracamy do medytacji.
Medytacja, czyli sposób na kontrolowanie tego co myślisz i czujesz
Dokładnie! Medytacja to rodzaj bardzo uniwersalnego narzędzia, które w najprostszym wariancie pomoże nam się wyciszyć i zrelaksować. A w najbardziej zaawansowanym stanie się czymś w rodzaju panelu sterującego, dzięki któremu możemy sporo pozmieniać w naszych ustawieniach. I to nie tylko mentalnych ale także fizyczno-biologicznych. Nawet tych głęboko ukrytych, które normalnie wydają się nieosiągalne. Medytacja to także proces poznawania samego siebie poprzez wyciszenie myśli oraz sygnałów z ciała i otoczenia aby w pełni skupić się na swoim wnętrzu. To sposób na dotarcie do świadomości, która jest najwyższa formą naszego istnienia. Pojęcie świadomości może być jednak dla wielu osób niejasne. I wcale niełatwo to opisać, ponieważ brakuje adekwatnych słów. Jeszcze trudniej wytłumaczyć świadomość komuś, kto jest mocno zatracony we własnych myślach i całkowicie się z nimi identyfikuje. Ale spróbuję 🙂
Co to jest świadomość?
Jestem z wykształcenia elektronikiem, więc przychodzi mi do głowy komputerowe porównanie. Każdy komputer składa się ze sprzętu (hardware) oraz z oprogramowania (software). Sprzęt to nasze ciało, a oprogramowanie to nasze myśli. System operacyjny to nasz mózg. Sam system operacyjny czuwa nad poprawną komunikacją programów ze sprzętem, a także zapewnia automatyczne procesy pomagające komputerowi działać bezproblemowo. U nas te automatyczne procesy to na przykład oddychanie, trawienie, spanie czy bicie serca. Sam “goły” system operacyjny zapewnia poprawne działanie komputera ale nie potrafi realizować dodatkowych funkcji ani żadnych praktycznych zadań. Do tego służą programy-aplikacje oraz dane przez nie zebrane i edytowane. To one są odpowiednikiem naszych myśli, emocji, wiedzy i nabytych umiejętności. System operacyjny z dobrym zestawem programów potrafi już zrobić bardzo dużo. Niestety wadliwe programy lub wirusy potrafią nieźle namieszać w komputerze czy nawet go uszkodzić. Zupełnie tak samo jak negatywne myśli oraz emocje potrafią narozrabiać w naszym ciele.
No ale w tej całej układance brakuje jednego bardzo ważnego elementu. Właściwie to najważniejszego, czyli użytkownika komputera. Bez niego teoretycznie komputer może działać i nawet wykonywać jakieś automatyczne procesy ale nie będzie wtedy zbyt kreatywnym narzędziem. A w razie usterki, braku danych czy jakiś nieprzewidzianych zdarzeń niestety bez użytkownika ani rusz. I ten użytkownik to właśnie jest nasza świadomość. To ona tak na prawdę kontroluje całą tą maszynerię, na którą składa się nasze ciało, myśli, emocje, energia a nawet otoczenie. Niestety większość ludzi nie jest świadomych faktu, że mamy pełną kontrolę nad sobą oraz swoim życiem i żyje na bardzo ograniczonym autopilocie.
Analogicznie mnóstwo z nas jest takim mało świadomym użytkownikiem komputera. Nie znamy jego budowy, możliwości, potencjału ani nawet za bardzo nie umiemy obsługiwać aplikacji i programów. Używamy komputera zawsze tak samo, siedząc w internecie czy oglądając filmy. Może czasem napiszemy mejla. W podobny sposób nie jesteśmy świadomi własnego ciała, myśli czy emocji, jakie nami targają. Większość z nas ma w ogóle problem z nazwaniem własnych emocji, nie mówiąc już o ich zdrowym przeżywaniu i uwalnianiu. Bardzo często dzięki zaprogramowanym wzorcom czy przekonaniom wręcz tłumimy je w sobie, sprawiając tym ogromne szkody tak dla psychiki jak i ciała. Świadomy człowiek potrafi jakby z boku obserwować własne myśli, emocje i zachowania oraz je kontrolować czy wręcz kształtować. Świadomy człowiek jest kreatorem własnego życia, a nie tylko ofiarą przydarzających się okoliczności.
Będąc w stanie świadomości doskonale wiesz co Ci nie służy i potrafisz to zmienić. Ale nie jest to łatwe. Nikt w szkole nie uczy dzieci tak podstawowej wiedzy jak radzenie sobie z myślami czy emocjami. Nie mówiąc już o wielu innych bardzo przydatnych aspektach “obsługi człowieka”. Co gorsze sama instytucja szkoły przyczynia się do powstawania nie tylko wielu niepotrzebnych schematów myślowych ale również nieprzyjemnych emocji, co sprzyja powstawaniu wielu traum i problemów. Nie bez powodu Dalajlama powiedział, że “gdyby każde dziecko było uczone medytacji to pozbylibyśmy się przemocy na świecie w ciągu jednego pokolenia”! Od siebie dodam, że nie tylko przemocy ale też większości negatywnych czy egoistycznych postaw.
Jak więc obudzić świadomość i poznać lepiej siebie?
Metod jest kilka ale jedną z najpotężniejszych jest właśnie medytacja. Jest ona częścią także innych technik, takich jak choćby Joga czy Metoda Wima Hofa. Tam jednak jest stosowana w nieco ograniczonym zakresie. Warto również wspomnieć, że jeśli ktoś ma poważne problemy z traumami, depresją czy ogólnie psychiką to dobrze jest najpierw zacząć od profesjonalnej psychoterapii. Dopiero potem lub częściowo równolegle polecam przygodę z medytacją. Ta bowiem w przypadku ciężkich traum może wyzwolić tak silne reakcje, że trudno będzie sobie z tym samemu poradzić. Ewentualnie zamiast sobie pomóc niepotrzebnie się wystraszysz i zrazisz.
Ok. Ale na czym tak konkretnie polega medytacja?
Hmmm… od czego by tu zacząć? 🙂 To bardzo złożony termin. Tłumacząc dosłownie z tybetańskiego jest to stan wglądu w samego siebie mający na celu samopoznanie i samodoskonalenie. To stan pełnej harmonii nie tylko z własnym organizmem ale także z wszechobecną, inteligentną energią. Energią zwaną często wszechświatem, zgodnie z definicją fizyki kwantowej polem informacyjnym a przez osoby wierzące Bogiem. Będąc w tym stanie odczuwamy lekkość bycia, bezgraniczne szczęście i niesamowity spokój. Czujemy się bardziej energią niż materią i potrafimy tę energię wykorzystać do kreowania rzeczywistości. Mamy pełną kontrolę nad myślami oraz emocjami oraz w pewien sposób stajemy się jednością ze wszystkim. To wspaniały stan i można go osiągnąć na wiele, różnych sposobów i poprzez wiele dodatkowych technik. Najpopularniejsze i chyba najłatwiejsze na początku są:
Medytacje prowadzone
Polegają one na tym, że ktoś mówi Ci krok po kroku na czym się skupić i prowadzi Cię płynnie przez cały proces. Tłem dla takich medytacji może być muzyka, szum, odgłosy natury albo specjalne dźwięki, które pomagają się skupić. Sami tworzymy medytacje prowadzone, do spróbowania których zachęcamy. Medytacje prowadzone mogą mieć różną długość (od kilku minut nawet do kilku godzin) oraz mieć różne formy. Jedne są łagodne i powolne, inne nieco bardziej dynamiczne a są też śpiewane lub nawet wykrzyczane. Jeszcze inne rozróżnienie to na te ogólne, przeznaczone do relaksu i wyciszenia oraz terapeutyczne skupiające się na konkretnych aspektach do przepracowania. Na przykład nasza medytacja wdzięczności pomaga skupić się na odczuwaniu wdzięczności za pozornie drobne rzeczy, których zazwyczaj nie zauważamy. Regularne korzystanie z niej pozwala zmienić sposób patrzenia na świat i znacząco zwiększyć pozytywne myślenie oraz emocje.
Istnieje bardzo wiele medytacji prowadzonych i nie sposób tutaj wszystkich ich rodzajów wymienić. Osobiście jedną z moich ulubionych medytacji jest “Time Space” Joe Dispenzy, która potrafi wprowadzić w bardzo głęboki stan świadomości jednocześnie praktycznie całkowicie usypiając ciało. W trakcie tej medytacji wykonuje się również sesję oddechową, która przyspiesza przepływ płynu mózgowo-rdzeniowego, a także aktywuje szyszynkę. Ta produkuje wtedy niewielkie ilości DMT, czyli naturalnej substancji psychoaktywnej. Pozwala to na znacznie mocniejsze odczucia. Jest to długa, ponad godzinna medytacja, a doznania, jakie może wywołać są bardzo silne. Dlatego nie polecam jej na początek bo zamiast wykorzystać jej potencjał możesz się wystraszyć. Moja pierwsza sesja skończyła się lekkim paraliżem rąk i twarzy oraz niesamowicie silnym, wręcz obezwładniającym odczuciem szczęścia. I mimo iż byłem przygotowany na silne odczucia to trochę się spiąłem zamiast poddać temu, przez co zrobiło się nieprzyjemnie. W dodatku wystraszyłem Gosię, bo nie byłem w stanie sam zdjąć słuchawek. Próbowałem więc ją poprosić o pomoc ale przez paraliż twarzy wychodził mi bełkot 🙂 Na szczęście wszystko szybko przeszło, a przy kolejnej sesji już byłem przygotowany i w pełni poddałem się odczuciom, które były i wciąż są niesamowite.
Inną moją ulubioną medytacją jest “Kosmiczna podróż” Klaudii Pingot ale niestety jest dostępna tylko dla uczestników szkolenia o tym samym tytule i nie da się jej zdobyć w inny sposób (przynajmniej na razie), więc nie będę się o niej rozpisywał. Na szczęście Klaudia tworzy wiele świetnych medytacji i na jej kanale YouTube jest ich całkiem spory wybór. Dla początkujących polecam “medytację Alfa“, która trwa około 20 minut. Pomaga ona wejść w fale mózgowe alfa i pięknie się wyciszyć, odpłynąć oraz po odrobinie treningu może nawet połączyć z polem quantum. To taka bazowa medytacja, która można też zrobić przed inną, bardziej konkretną aby się lepiej wyciszyć, zmienić fale mózgowe i łatwiej wejść na przykład w medytację “naprawczą”. To taka moja robocza nazwa na medytacje, które maja nam coś uzdrowić. Na przykład odblokować uwięzione emocje, zmienić przekonania, rozpuścić traumy z dzieciństwa, usunąć niesłużące nam schematy myślowe czy choćby usunąć lub zmniejszyć ból. Zastosowań medytacji jest bardzo wiele ale to już zostawię na osobny artykuł.
Życzę Ci powodzenia i wspaniałych efektów medytacji.
Dzięki, sporo cennej wiedzy. Tylko jak to teraz przełożyć na praktykę? 🙂
Czytać, oglądać i medytować 🙂 Powodzenia!
Dlaczego pan jest taki super
U mnie z tą medytacją też było ciekawie a teraz nie potrafię bez niej żyć 🙂 Zaczęłam medytować, bo czułam, że muszę coś zmienić. Ciągły stres, obowiązki i hałas wokół sprawiały, że byłam wiecznie zmęczona i rozdrażniona. Wcześniej słyszałam, że medytacja może pomóc, ale wydawało mi się, że to coś dla “wtajemniczonych”, a ja kompletnie się na tym nie znam.
Pewnego wieczoru, kiedy miałam dość wszystkiego, odpaliłam na telefonie krótką medytację prowadzoną. Usiadłam na podłodze, zamknęłam oczy i… czułam się dziwnie. Myśli latały mi w głowie jak szalone, a ja miałam wrażenie, że robię to źle. Ale głos w nagraniu powtarzał, że to normalne i że wystarczy skupić się na oddechu.
Nie było łatwo, ale już po kilku dniach zaczęłam czuć, że coś się zmienia. Po tych kilku minutach medytacji czułam się spokojniejsza, a wieczory stały się trochę mniej nerwowe. Teraz to mój codzienny nawyk – chwila dla mnie, kiedy mogę odetchnąć i poukładać myśli.